Blog

Czy aby na pewno masz czas?

18-01-2018

Czy aby na pewno masz czas?

Spokojnie, nie będzie nic o „aferze zegarkowej”, precyzyjnym jak chirurgiczny nóż wystąpieniu publicznym czy refleksyjnym przygotowaniu się na odejście z tego świata. Będzie za to o tym jak oswoić czas i jak sprawić, żeby zawsze był po twojej stronie. To co? Zaczynamy, szkoda czasu!

„Czas nie ch… nie stoi w miejscu"

Mocne co? O brutalnej prawdzie jaka kryje się w tym powiedzeniu przekonałam się kilka lat temu. Przyszło mi poprowadzić „Dzień Dziecka” w pewnej znanej galerii handlowej w Lublinie. Początek eventu wyznaczono na godzinę 15.00. Tego dnia miałem urlop, więc się porządnie wyspałem, zjadłem dobre śniadanie, a później jeszcze lekki obiad. Miałem sporo czasu na przygotowanie się czyli ogarnięcie dress code`u czy przejrzenie scenariusza imprezy. Wreszcie przyszła pora wyjścia z domu. Uznałam, że dojadę na miejsce w 20 minut, dzięki czemu zostanie mi jeszcze jakieś 40 minut do rozpoczęcia imprezy. Spoko, dobry plan! O ile pierwsza jego część poszła jak z płatka o tyle z realizacją drugiej było już dużo, dużo gorzej. Niestety - o czym nie dodałem na wstępie - event odbywał się w centrum miasta, gdzie o miejsce parkingowe było w ciągu dnia bardzo trudno. Nie było jeszcze parkometrów, parkowało się zatem na żywioł, gdzie popadnie i za „free”. Na próżno szukam miejsca w okolicy, wszędzie pełno aut. W końcu zrezygnowany decyduję się na skorzystanie z parkingu galerii. Dobra, nic się nie dzieje - myślę sobie. Mam czas! Wbijam w dół na parking podziemny i… tu spotyka mnie kolejne rozczarowanie! Tu też nie ma gdzie stanąć! Dodam tylko, że nie było wtedy żadnych tabliczek o ilości wolnych/zajętych miejsc. Każdy kierowca wjeżdżał zatem na parking w ciemno. No nic, szukam dalej. Kręcę się nerwowo w poszukiwaniu choćby kawałka miejsca, gdzie mógłbym się przytulić autkiem. Nic! Mijają kolejne koszmarne minuty. Jestem coraz bardziej zdenerwowany, spocony, no i sfrustrowany jeżdżeniem bez skutku. Z 40 minut zarezerwowanych na dojście do miejsca eventu i przegadanie ostatnich uwag do scenariusza zostaje mi już tylko 20 minut! Zaczynam panikować…

Zegarek mój przyjaciel

Bezradny robię kolejną, nerwową rundę po parkingu. Po chwili uświadamiam sobie, że nie tylko nie zdążę już na próbę, ale co najgorsze, nie rozpocznę eventu o czasie! Konferansjerska klapa stulecia! I wreszcie jest! Kątem oka dostrzegam wolną miejscówkę i szybko parkuję samochód. Cały w nerwach wyskakuję z auta, chwytam marynarkę, torbę i dobiegam zlany potem do windy. Wpadam na miejsce eventu. Zerkam na zegarek i przerażoną twarz organizatorki. Jest dokładnie… 14.58, a pod sceną czeka jakaś setka dzieciaków z rodzicami…

Spokojnie, tylko oddychaj!

Potrzebuję kilku kolejnych minut na przebranie się, ochłonięcie i uspokojenie oddechu. Na próbę mikrofonu i przegadanie uwag do scenariusza nie ma oczywiście żadnych szans. Trudno! Idę na żywioł, czyli w slangu medialnym „będę szył”. Na szczęście dzieci są na tyle wspaniałe i chętne do zabawy, że bardzo szybko udaję mi się złapać z nimi dobry flow. Dalej już jakoś idzie…

Czas jest cenny

Ten szalony „Dzień Dziecka” był dla mnie dobrą lekcją tego jak należy skutecznie zarządzać czasem. Mam nadzieję, że i ty na tym skorzystasz. Wiem, że może ci się to wydawać błahe. Jaki problem? Wystarczy zegarek na ręce czy w telefonie i po sprawie, powiesz. Tymczasem nie chodzi mi oto, abyś zainwestował w zegarek, ale oto abyś nauczył się przewidywać i dobrze planować swój czas. Niezależnie od tego co robisz. Po co, spytasz? Chociażby po to, aby być zdrowszym (stres zabija), mniej sfrustrowanym swoim spóźnieniem czy mniej stremowanym np. swoją prezentacją lub prowadzonym szkoleniem. Wyobraź sobie, że chirurg wpada w ostatniej chwili na salę operacyjną, chwyta za skalpel i jedzie z koksem! Nie pyta o stan pacjenta, nie sprawdza czy podano mu już narkozę, nie upewnia się co jest przedmiotem zabiegu. Nie chciałbym, aby kroił mnie taki roztrzepany lekarz i ty pewnie również. A zatem, zmierzając do brzegu. Tamten dzień nauczył mnie nie tylko lepszego gospodarowania czasem, większej pokory do życia i niespodziewanych sytuacji, ale także lepszej samoorganizacji. Często bowiem zapominamy, że czas nie stoi w miejscu i tak jak ucieka on nam, tak samo ucieka ludziom, z którymi pracujemy. Szanujmy to.

 

P.S. Poeta Owidiusz powiedział kiedyś: „Czas, pożerca rzeczy.” Coś w tym jest. Prawdopodobnie przygoda sprzed lat pożarła moje szanse na kolejne eventy w tej galerii. Nigdy już nic więcej dla nich nie poprowadziłem. Dobrze, że czas leczy rany...

 

Chcesz być na bieżąco? Zapisz się do newslettera, a jako pierwszy dowiesz się o nowościach na moim blogu.
 

 
 

 

 

 

 

Wróć do bloga

© 2024, Remigiusz Małecki realizacja: adm-media.pl