Blog

Emocje inne niż wszystkie

24-11-2017

Emocje inne niż wszystkie

Dziś o emocjach jakie towarzyszą publicznemu występowaniu i nie mam tu na myśli tremy.

Był 2003 rok, pracowałem wówczas w Radiu „Złote Przeboje” w Lublinie. Jednym z miejsc, które starałem się dość regularnie odwiedzać z mikrofonem był teatr im. Juliusza Osterwy. Pewnego dnia umówiłem się tam na krótką rozmowę przed kolejną premierą (niestety nie pamiętam już co to było). Miałem pogadać ze znakomitym aktorem Jerzym Rogalskim (starsi doskonale kojarzą go m.in. z roli ciapowatego milicjanta, porucznika Jaszczuka z serialu „07 zgłoś się”). Nasza rozmowa odbyła się na kilka miesięcy przed premierą „Wesela” Wojtka Smarzowskiego. Kapitalną rolą wujka Mundka Jerzy Rogalski triumfalnie powrócił na szklany ekran. Nasza rozmowa odbyła się około południa po próbie spektaklu. Spotkaliśmy się z Panem Jurkiem w jego garderobie. Pamiętam, że zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Był niezwykle spokojny, miły i może nawet lekko wycofany. Do tej pory znałem go głównie z telewizji … i przypadkowych spotkań na ulicach Lublina, który to od niepamiętnych czasów przemierza na swoim starym, wysłużonym rowerze. Muszę się przyznać, że tego dnia trochę się śpieszyłem. Chciałem mieć to jak najszybciej z głowy. Liczyłem na krótkie dwa pytania i w długą. Nic wielkiego, ot kolejna robota z wielu zaplanowanych tego dnia wywiadów. Los chciał jednak inaczej. Ten wywiad wywarł na mnie ogromne wrażenie… ale jego nietypowy przebieg i płynącą z niego wartość zrozumiałem dopiero po kilku latach.

O co mu chodzi?!

W garderobie panował spory bałagan, jak to u artystów. Taki - jak ja to nazywam - twórczy nieład. Pan Jurek odgarnął spod sterty kostiumów jakieś krzesło, na którym sobie lekko przycupnąłem. On w tym czasie nerwowo spacerował po pomieszczeniu. Spokojnie czekałem z gotowym do nagrywania sprzętem. Nagle Jerzy Rogalski usiadł i poprosił mnie o jeszcze chwilę cierpliwości. Zaskoczony oczywiście szybko się zgodziłem. Ech! miało być szybko, łatwo i przyjemnie, a tu trzeba siedzieć i czekać. Co za szopka! Dobra, niech mu będzie, pomyślałem w duchu. W kompletniej ciszy siedzieliśmy tak z dobre 5 minut! Wyobrażacie sobie?! 5 minut w jednym pokoju z obcym facetem i ani jednego słowa?! Wkurzony, ale też i lekko zaintrygowany sytuacją wbiłem swój wzrok w Pana Jurka. Jego oczy błądziły po suficie, oddychał płytko. Widać było, że coś mocno przeżywa, coś kotłuje się w jego głowie. Tylko co, do cholery? Co jest grane, myślałem sobie?! Ech ci artyści, niebieskie ptaki, żyją w swoim świecie! Trudno za nimi nadążyć. Miałem wtedy różne myśli, ale wycofać się nie mogłem. Było już za późno. Nie mogłem nagle wstać i wyjść z wywiadu i wrócić do radia z niczym. Siedziałem kompletnie zdezorientowany…

Zmęczenie. Jakie zmęczenie?

Czasy obecne. Wracam do domu z kolejnego eventu. Jest grubo po 2 w nocy. W domu wszyscy już dawno śpią, a ja nabuzowany łażę po domu i nie mogę znaleźć sobie miejsca. Nosi mnie, więc włączam telewizor. Patrzę tępo w ekran, ale nic do mnie nie dociera. Fizycznie, ciałem jestem w domu, jednak moja głowa wciąż prowadzi imprezę! Stale myślę o tym co mówiłem na koncercie, co było fajne, co mogłem poprawić, powiedzieć lepiej, zabawniej. A co zrobiłem słabo i o tym jak artyści przywitali się z widownią. Czy była dobra energia. Chłonę event nowymi, innymi zmysłami, mimo że jest już dawno po wszystkim. Zerkam na zegarek, mija minuta, za minutą a mnie w ogóle nie chce się spać. Nie czuję zmęczenia. Nie dociera do mnie, że za kilka godzin muszę wstać do roboty! W końcu dwie godziny po powrocie do domu, kładę się do łóżko. Sen przychodzi z trudem. Sytuacja powtarza się kilka miesięcy później. Kolejny event, późna pora i kolejny raz „naelektryzowany” kręcę się po mieszkaniu kilka godzin. Remek, co jest?!

Mam tak samo jak on

Olśnienie przyszło następnego dnia podczas porannego picia kawy. Nagle zrozumiałem, nie tylko to co działo się ze mną, ale także to co kilka lat temu wydarzyło się w garderobie Jerzego Rogalskiego. Uświadomiłem sobie po co był mu ten czas na złapanie oddechu przed rozmową. On po prostu musiał „wyjść z roli”. Kilka chwil przed spotkaniem ze mną nie był Jerzym Rogalskim tylko innym człowiekiem. Bohaterem, którego grał. Przyjął jego postawę, gesty, osobowość, słowa i mimikę. Miał inne emocje i odmienną wrażliwość. On grał całym sobą, oddawał się granej roli bez reszty, bez opamiętania. Żadnego udawania, pół środków, oszczędzania się, bo to tylko próba. O nie, nie! On był w 100% tym kim miał być! I dlatego potrzebował kilku minut, aby „wrócić” i znów być sobą, Jerzym Rogalskim. Miałem podobnie. Potrzebowałem czasu, żeby „oczyścić głowę” z tego co jeszcze niedawno działo się ze mną/we mnie na scenie. Te emocje, które we mnie buzowały na evencie, ta adrenalina, po prostu potrzebowały czasu, aby się uspokoić i wrócić do normy.

Absolutnie nie próbuję tu porównywać gry aktorskiej do pracy konferansjera. To dwa różne światy, inne umiejętności, inny poziom wrażliwości. Piszę o tym, żeby uświadomić ci, że jeśli całym sobą zaangażujesz się w to co robisz i dasz z siebie maksa, emocje i magia tej chwili będą z tobą - tak jak z Jerzym Rogalskim i ze mną - jeszcze długo, długo po twojej prezentacji, szkoleniu, wykładzie czy biznesowym pitchu. Bądź pewien, że tak mocne „wejście w rolę” udzieli się także twojej widowni/słuchaczom.

Dlatego życzę ci, abyś w swoim życiu jak najczęściej musiał „wyjść z roli”. A wtedy - wierz mi - osiągniesz wszystko czego pragniesz!

Photo by Unsplash

Chcesz być na bieżąco? Zapisz się do newslettera, a jako pierwszy dowiesz się o nowościach na moim blogu.
 

 

Photo by Unsplash.

Wróć do bloga

© 2024, Remigiusz Małecki realizacja: adm-media.pl