Konferansjer Warszawa - Remigiusz Małecki
Jakiś czas temu w mojej głowie urodził się pomysł, aby założyć „Akademię konferansjera” i uczyć przyszłych adeptów tego pasjonującego zajęcia, bo zawodem to niestety nie jest. A szkoda. Jedynym znanym mi zawodowym konferansjerem był przed wojną fenomenalny Fryderyk Jarosy. Wszyscy, którzy przyszli po nim byli/są tylko naśladowcami.
Konferansjer to raczej pasja, źródło radości, szansa sprawdzenia się, dobra metoda na zwiększenie własnej pewności siebie i jak dla mnie, odskocznia od monotonnej codzienności. No dobra, dodatkowy dochód również. Jak mawiał klasyk: „wiecznie żyć nie będę”, dlatego stwierdziłem, że 10 lat na scenie i setki poprowadzonych eventów pozwalają mi uznać, że tajniki bycia konferansjerem poznałem od podszewki. I nadszedł czas, aby wyszkolić/wykształcić sobie następców. Jak wyglądały moje początki? Możesz się łatwo domyślić, że nie byłem od razu piękny jak Krzysiek Ibisz, wygadany jak Tomek Kammel elokwentny jak Maciej Orłoś czy zgrabny jak Grażyna Torbicka? Oj! tu się trochę zagalopowałem. Przyznaję szczerze, początki mojej przygody jako konferansjer były trudne i traumatyczne…
Debiut jako konferansjer
To była gala z okazji „Dnia Teatru” w 2008 roku w Teatrze Muzycznym w Lublinie. Mimo, że pracowałem wówczas już od kilku lat w Radiu Złote Przeboje nie czułem się na siłach, aby wyjść przed publikę i prowadzić duże wydarzenie. Zawsze myślałem, że do bycia konferansjerem potrzebna jest wieloletnia praktyka w mediach. Co innego zrobić wywiad w radiu w cztery oczy, a co innego mówić do stu czy dwustu par oczu na widowni! Czułem spore przerażenie, ale oczywiście, kiedy zadzwonił telefon z propozycją poprowadzenia gali zgrywałem twardziela. Zapytany czy dam sobie radę jako konferansjer, odparłem twardo i zdecydowanie: „Oczywiście, że dam!”. Wewnętrznie jednak byłem rozedrgany, czułem autentyczny stres, a tuż przed wejściem na scenę dopadła mnie potężna trema! Szczerze mówiąc do dziś ze swojego konferansjerskiego debiutu niewiele pamiętam… ale przeżyłem! Dziś po latach prowadzenia różnego rodzaju wydarzeń opracowałem swoją własną technikę radzenia sobie ze stresem i tremą, której chętnie cię nauczę.
Kto może zostać konferansjerem?
Odpowiedź na tak postawione pytane jest bardzo prosta, każdy może być konferansjerem! No, prawie każdy. Trzeba tylko spełniać trzy warunki: mieć odwagę, aby wyjść na scenę i mówić do ludzi (tego cię nauczę) w miarę dobrą dykcję (nad tym też popracujemy) i wreszcie dobrze się przygotować do tej roli. Osobiście, szczególnie duży nacisk kładę na ten ostatni element.
Operację „event” zazwyczaj rozpoczynam na kilka tygodni przed wydarzeniem. W większości przypadków w oczekiwaniu na scenariusz od klienta przeglądam Internet w poszukiwaniu informacji. I tu od razu dobra rada: warto dobrze poznać swojego klienta. Odwiedzić stronę internetową firmy lub jej profil w social media. Zobaczyć jak wygląda np. prezes i inni ważni ludzie w firmie. Ewentualnie znając nazwiska, przejrzeć ich profile na Facebooku czy Instagramie. Dziś prawie każdy ma gdzieś konto. Dobremu konferansjerowi taka wiedza z pewnością się przyda. Będzie wiedział kogo powitać, do kogo się częściej uśmiechać, z kim uścisnąć dłoń, komu się przedstawić itp. Dzięki temu konferansjer uniknie gafy lekceważąc np. kogoś ważnego w pierwszym rzędzie. Dodatkowo odwiedzając stronę firmy lub profil konferansjer dowie się czym firma się zajmuje, co aktualnie robi/promuje itp. Jeżeli konferansjerowi uda się podać w powitaniu lub w trakcie eventu jakiś news lub ciekawostkę o firmie, pokaże tym samym swój profesjonalizm. A to w konsekwencji może zaprocentować kolejnymi zleceniami dla danej firmy lub tym, że klient poleci twoją osobę innymi kolegom z branży. Ponad 70% moich klientów to ludzie, którzy odezwali się do mnie, bo ktoś mnie im polecił. Nasza branża, mam tu na myśli usługi konferansjerskie - podobnie jak zespoły i dj na wesela - jest bardzo specyficzna i w głównej mierze opiera się na rekomendacjach. Zatem nie licz tylko i wyłącznie na reklamę u wujka Googla, ale bardziej skup się na promocji własnej osoby jako konferansjera poprzez dobrze poprowadzone eventy. Wierz mi, dobrze poprowadzona impreza wróci do ciebie kolejnymi zleceniami.
Najczęstsze błędy konferansjera
Kilkukrotnie jako widz różnego rodzaju gal, koncertów czy eventów spotkałem się z konferansjerami, którzy - delikatnie mówiąc - nie zawsze dobrze przyłożyli się do swojej roboty. Najczęstsze grzechy kolegów konferansjerów to: nieśmieszne żarty ze sceny, błędy w odczytywanych nazwiskach, znikanie za kulisami, gdy jest się właśnie potrzebnym na scenie, długie przerwy pomiędzy wejściami, brak reakcji na luki w programie lub brak spontanicznego komentarza do wydarzeń scenicznych, niewłaściwy dress code czy wreszcie olewanie sceny, bo akurat teraz to pan konferansjer musi coś zjeść. Takim metodom i praktykom mówię zdecydowanie NIE!
Żeby nie było jednak, że wszyscy są kiepscy, a tylko ja jestem taki idealny konferansjer, to teraz dokonam samobiczowania i powiem kilka słów o mojej największej jak dotąd wpadce jako konferansjer. A było to w 2010 roku. Prowadziłem targi branży FMCG z udziałem blisko 30. wystawców. Uwierzyłem w zapewnienia, że będzie miło, łatwo i przyjemnie i niestety zaniedbałem przygotowanie. W efekcie popełniłem cztery mega wtopy! Dziś tylko o dwóch.
Pierwsza była taka, że zlekceważyłem sen. Targi odbywały się w górach, a w podróż udaliśmy się w nocy. Po sześciu godzinach jazdy spędzonych w mini-vanie rano byłem zmęczony i niewyspany, a czekała mnie dłuuuga impreza...
Druga porażka „Remka konferansjera” polegała na tym, że nie sprawdziłem odpowiednio wcześniej nagłośnienia, a przez to wszystko co wydobywało się z moich ust, a potem z głośników było kompletnie różne! I tak przez całą imprezę, kilka godzin niezrozumiałego dla nikogo bełkotu. Masakra! W efekcie impreza w moim wykonaniu była fatalna. Właścicielka firmy, która przygotowywała targi była wściekła na mnie i dała mi na koniec jedną radę: „Człowieku, daj sobie spokój z zabawą w konferansjera, jesteś po prostu słaby!” Był to dla mnie potężny cios. Owszem nie poszło mi, sam byłem na siebie zły, ale kochałem tę robotę! Takie słowa krytyki bolą długo. Nic nie dały próby pocieszania mnie przez rodzinę. Zablokowałem się i przez kilka kolejnych miesięcy odrzucałem propozycje bycia konferansjerem...
Jak zatem poznać dobrego konferansjera?
Kiedyś w sieci znalazłem takie zdanie na temat konferansjera: „Dobry konferansjer jest jak biustonosz. Z pozoru niepotrzebny, ale podtrzymuje całość”. Podpisuję się pod tym stwierdzeniem obiema rękami. A ponieważ w końcu wygrzebałem się psychicznie z mojej wtopy i wiele się też z niej nauczyłem, kolejne lata pracy jako konferansjer pozwoliły mi stworzyć własny „Dekalog konferansjera”. Oto kilka jego zasad:
Szanuj klienta swego jak siebie samego.
Zawsze miej scenariusz imprezy, a jeśli go nie ma stwórz go sam.
Nie improwizuj, to dobre w jazzie, ale na evencie polegniesz.
Poznaj i naucz się nazwisk ważnych gości, pomyłek ci nie wybaczą.
Nie oszczędzaj na hotelu. Jeśli imprezę masz daleko od domu, wyjedź dzień wcześniej i po prostu się wyśpij.
Tak w nieco telegraficznym skrócie wygląda mój świat konferansjera. Jego blaski to miła przygoda, szansa poznania różnych ciekawych ludzi, czy zwiedzenia fajnych miejsc. Minusy to większa lub mniejsza trema przed każdym eventem oraz ryzyko, że twój „flow” może nie zachwycić klienta. A wówczas, żebyś nawet nie wiem jak się starał, błyszczał dowcipem i intelektem cała para pójdzie w gwizdek….
Jeżeli dotrwałeś do końca tego tekstu, nie zniechęciłeś się i nadal chcesz zostać konferansjerem bardzo się cieszę. Zapraszam cię w takim razie w piękną podróż do mojego fascynującego świata konferansjera.
Twój konferansjer Warszawa.
Foto: https://unsplash.com
Chcesz być na bieżąco? Zapisz się do newslettera, a jako pierwszy dowiesz się o nowościach na moim blogu.