Blog

Prokrastynacja moje przekleństwo

16-10-2017

Prokrastynacja moje przekleństwo

Prokrastynacja słowo, które w ostatnim czasie robi sporą furorę w świecie szkoleń i rozwoju osobistego, będzie dziś tematem mojego wpisu. Dla leniwych, którym nie chce się sprawdzać co oznacza to tajemnicze słowo (z łac. procrastinatio) wyjaśniam, że chodzi o proces stałego odraczania, odwlekania czy odkładania podjęcia pewnych decyzji/działań w naszym życiu.

W moim życiu prokrastynacja po raz pierwszy pojawiła się w 2001 roku. Wówczas nie znałem jeszcze tego słowa i nie wiedziałem, że z czasem zostanę prawdziwym mistrzem odwlekania…

Grzech nr 1

Na fali popularności programu „Agent” w TVN (2000 rok) zrobiło się o nas, czyli uczestnikach tego pierwszego w Polsce reality show trochę głośno (tak, tak dopiero po nas był Big Brother, gdybyś nie wiedział drogi czytelniku/czytelniczko). Liwia, która wygrała program zagrał w reklamie Ideii (dziś Orange). Było dużo wywiadów. Zaprosili nas także do świątecznego wydania „Maratonu Uśmiechu”. Nasze 5 minut trwało. Ale wróćmy do tematu.

Pewnego wiosennego popołudnia - owego 2001 roku - odbieram telefon. Po drugiej stronie przedstawia się miła pani i mówi, że dzwoni z Polsatu. Zaprasza mnie na casting do prowadzenia ich autorskiej wersji Wielkiego Brata. Zwie się to „Dwa Światy” (w programie wziął udział m.in. nikomu jeszcze nie znany Wojtek Łuszczykiewicz ten z grupy Video). Lekko zaskoczony popełniam pierwszy grzech prokrastynacji. Mówię, że muszę się zastanowić, przespać z tematem i inne takie bla, bla, bla… Umawiam się zatem z panią na telefon za kilka dni. Spanikowany propozycją, pierwsze co robię to w akcie lojalności dzwonie do „stacji-matki” TVN. „Dawajcie mi coś, bo mnie konkurencja chce podkupić, tłumaczę producentom „Agenta”. Mój news nie wywołał jakiegoś wielkiego entuzjazmu, ale słyszę zdanie: „Poczekaj parę dni, pomyślimy”. „Chcę być z wami, was już znam, lubię - dodaję”. Cieszą się i obiecują oddzwonić za kilka dni. Nerwowo zrywam kolejne kartki z kalendarza. W końcu zbliża się dzień telefonu od ludzi z Polsatu, a tymczasem moja komórka ciągle milczy. Dzwoni Polsat. Cedząc przez usta niejasne tłumaczenia, proszę ich jeszcze o dzień lub dwa na decyzję…

Co było potem, możecie się już domyślić. Telefon więcej nie zadzwonił, z żadnej ze stacji. Czy po latach mam żal do TVN, że mnie wystawili? Nie mam. Żal mam tylko i wyłącznie do siebie, że spanikowałem i nie potrafiłem podjąć decyzji. Żal, że się przestraszyłem, że nie dam rady. Żal, że byłem głupi i naiwny, bo chciałem być fair wobec ludzi, którzy mnie „wykreowali” medialnie. A trzeba było pojechać i spróbować. Może by się udało i dziś byłbym znanym prowadzącym z TV? Nie wiem, być może równie dobrze mogło wyjść źle i okazałoby się, że się nie nadaje do telewizji. Ale przynajmniej bym spróbował, a tak zostało tylko gdybanie i niewykorzystana szansa…

Grzech nr 2

Popełniłem go dwa lata później, niczego nienauczony poprzednim błędem. Jest rok 2003, od ponad roku pracuję w Radiu „Puls” Złote Przeboje jako serwisant-reporter. Pada propozycja poprowadzenia małego eventu firmowego. I znów panikuję. Ale jak to?! Wyjść na scenę przed obcą grupą ludzi, to co innego niż zrobić wywiad w cztery oczy?! Nie dam rady, zeżre mnie trema, zacznę się jąkać, będzie kompromitacja! Nie mam wystarczającego doświadczenia, by robić takie rzeczy! To wymaga wielu lat praktyki! Tłumaczyłem się sam przed sobą. Ostatecznie, kiedy doszło do konkretnych rozmów wykręciłem się jakąś pierdołą. Do wyjścia na scenę i poważnego prowadzenia eventów jako konferansjer odważyłem się dopiero pięć lat później w 2008 roku i... wtedy też byłem bliski rezygnacji. Ale tym razem nie mogłem już odmówić.

Grzech nr 3

Ten grzech prokrastynacji jest bardzo aktualny. Od blisko 10 lat zajmuję się prowadzeniem różnego rodzaju eventów jako konferansjer. Pod koniec 2016 roku uznałem, że pora zacząć dzielić się zdobytą przez lata wiedzą z innymi ludźmi podczas szkoleń z wystąpień publicznych. Zacząłem skrupulatnie zgłębiać literaturę fachową… no i wróciły koszmary sprzed lat. Ale czy już na pewno mogę zacząć, czy już dostatecznie dobrze się przygotowałem, czy ogarnąłem wiedzę teoretyczną, a może zje mnie trema?! To inne uczucie wyjść na scenę, a inne prowadzić szkolenie! Czy ludzie się nie będą nudzić, czy nie okaże się, że oni już to wszystko wiedzą?! Tysiące myśli i kolejne tysiące wątpliwości. Co robić? Kiedy wreszcie będą mógł powiedzieć sam sobie, jesteś gotowy?!...

Stop! Po dwóch błędach teraz zdecydowałem, że nie będą dłużej odkładał i odwlekał rzeczy, które mnie interesują. Nawet jeśli się potknę - to jak mówi Jacek Walkiewicz - wstanę i pójdę dalej. Dość odkładania przez lata swoich planów i marzeń! Zdecydowałem, że skończę z uciekaniem przed nowymi wyzwaniami i chowaniem się w mojej bezpiecznej strefie komfortu! Rozpocząłem niedawno rozmowy ze znaną firmą szkoleniową w Lublinie i mam nadzieję, że jeszcze w tym roku ruszę z cyklem szkoleń z wystąpień publicznych.

I na koniec dobra rada: Wyrzuć ze swojego słownika słówko prokrastynacja. Jeżeli jest w życiu coś co cię kręci, fascynuje, pasjonuje, chcesz coś robić, spróbować czegoś nowego, ale masz wątpliwości, to natychmiast się ich pozbądź i PO PROSTU ZRÓB TO! NIE CZEKAJ! Inaczej będziesz tego żałował/żałowała przez całe życie! Tak jak ja do dziś żałuję, że nie zostałem następcą Krzysztofa Ibisza czy tego, że przez lata odwlekania przeszły mi koło nosa setki fantastycznych imprez czy okazji do poznania wielu ciekawych ludzi!

DLATEGO NIE ODWLEKAJ, ZACZNIJ ŻYĆ I SPEŁNIAĆ MARZENIA JUŻ DZIŚ!

Foto: https://unsplash.com

Chcesz być na bieżąco? Zapisz się do newslettera, a jako pierwszy dowiesz się o nowościach na moim blogu.

 

Wróć do bloga

© 2024, Remigiusz Małecki realizacja: adm-media.pl