Tytuł dzisiejszego wpisu jest dosyć przewrotny. Bo jak to możliwe, że mówca ma nie przejmować się tym co dzieje się na widowni? Jak można ignorować to co dzieje się po tamtej stronie sceny? A jednak zdarzają się sytuacje, kiedy lepiej nie reagować. Chcesz wiedzieć kiedy? Zapraszam do lektury.
Jest ciepłe, czerwcowe popołudnie 2015 roku. Prowadzę duży event firmowy dla pracowników znanej marki z regionu. Właściciel agencji, która zorganizowała to wydarzenie pilnuje każdego szczegółu. Nerwowo krąży od stolika do stolika. Od hostessy do ochroniarzy. Od czasu do czasu zerka także w moją stronę, jakby chciał się upewnić, że nie uciekłem. Kiedy zaczynam powitanie gości, nagle kątem oka dostrzegam przy jednym ze stolików roześmianego gościa (sic! alkoholu jeszcze nie podali), który patrząc na mnie szepcze coś sąsiadowi na ucho. Patrzy i głupkowato się uśmiecha. Pierwsza myśl jaka pojawia się w mojej głowie, to że pewnie palnąłem jakieś głupstwo lub mam rozpięty rozporek! Panikuję. Szybko tracę rezon i wątek, zaczynam się jąkać i czuję jak kolejne krople potu spływają mi po czole. Mimo, że próbuję nad tym zapanować, wzrok jak na złość kieruje się na NIEGO. Facet - w przeciwieństwie do mnie - świetnie się bawi, komentuje i rechocze. Super! Zbija się ze mnie z resztą towarzystwa. Słowem, koszmar! Szybko uciekam za kulisy. Jego paraliżujący wzrok plus wspomnienie kpiącego uśmieszku towarzyszą mi, aż do zapowiedzi występu gwiazdy wieczoru (Zenka Martyniuka). Każde kolejne wyjście na scenę jest nerwowe i podszyte paniką. Tego dnia ON był łowcą, a ja ofiarą… ofiarą PBA.
Spokojnie, to żadna awaria
Czym jest PBA? Podstawowy Błąd Atrybucji to w psychologii społecznej zjawisko polegające na błędnym ocenianiu sygnałów wysyłanych z zewnątrz (patrz: koleś z widowni) z jednoczesnym przypisywaniem sobie (patrz: ja) winy za zaistniałą sytuację. Czyli mówiąc wprost i odnosząc to do mnie, źle odebrałem jego żarty i uśmiechy upatrując w nich jakieś popełnione przez siebie błędy. Tymczasem koleś mógł w danej chwili opowiadać sąsiadowi najnowszy dowcip lub komentować jakąś zabawną historię. Niekoniecznie musiał się zbijać akurat ze mnie. A ja spanikowany zinterpretowałem to jako atak na moją osobę! Dobre, co?! Też tak kiedyś miałeś?
Dużo mnie ta sytuacja nauczyła. Od tamtej pory przestałem nie tylko przejmować się żartami dobiegającymi z dalszych rzędów widowni, ale także reagować na śmiechy, dziwne szmery dobiegające z sali, czy pojedyncze osoby zajęte pogawędką. Po prostu robię swoje. Koncentruję się na tym, aby sprawnie krok po kroku zrealizować kolejne punkty scenariusza eventu lub szkolenia. Nie pozwalam sobie, aby jakikolwiek sygnał zewnętrzny rozkojarzył mnie lub wprawił w zakłopotanie (na szczęście nikt nigdy nie zemdlał na moim evencie lub nie daj Boże! zaczął np. rodzić). Ale to skrajne przypadki.
Nie analizuj, działaj dalej!
Jeżeli jesteś początkującym mówcą/trenerem/konferansjerem nie pozwól, aby cokolwiek wytrąciło cię z równowagi lub sprawiło, że stracisz pewność siebie i zgubisz wątek. Staraj się nie reagować, a przede wszystkim NIE ANALIZOWAĆ tego co robi np. blondynka w drugim rzędzie lub siedzący za nią wąsaty koleś w szarym sweterku. Łatwo się mówi, ale jak to zrobić, spytasz? Jak tak w jednej chwili odciąć się od zewnętrznych bodźców?
Zrób tak jak kiedyś zrobił norweski trener mentalny Erik Bertrand Larssen. Erik kilka lat temu na początku swojej przygody ze sceną spotkał legendarnego Tony`ego Robbinsa. Gdy zapytał go jak dojść tu gdzie on jest, jak zrobić taką zawrotną karierę, usłyszał krótkie i niezwykle szczere: training, training, training.
Ty także trenuj swoje wystąpienia, a wtedy nauczysz się jak skutecznie radzić sobie z widownią.
Powodzenia!
Photo by Unsplash